Podróż po Lanzarote
Gorące lato zupełnie nas pochłonęło i zanim się obejrzeliśmy minął miesiąc od naszego pobytu na Lanzarote. Jak to bywa z nadejściem lipcowych dni, nadeszły też i te chłodniejsze, więc najwyższa pora wrócić myślami (i wpisami!) do wspomnień z Wysp Kanaryjskich. Tym razem zabieramy Was do miejsc, w których z naszego punktu widzenia warto się zatrzymać będąc na wyspie.
Park Narodowy Timanfaya
Założymy się, że w każdym przewodniku będzie to pierwszy i obowiązkowy punkt, do którego musicie zawitać. My dość sceptycznie podchodzimy do takich wielkich atrakcji, dlatego dopiero ostatniego dnia zebraliśmy się i w końcu dotarliśmy w tą część wyspy. Bijemy się w pierś! To zdecydowanie jest miejsce, które trzeba zobaczyć. Park narodowy z reguły kojarzy nam się z mnóstwem barw i bujną roślinnością – nie tym razem. Park Timanfaya to iście księżycowy krajobraz, który powstał na skutek wielu erupcji wulkanów. Do parku najlepiej wybrać się rano, a bilet wstępu kosztuje 9 euro od osoby. Do pewnego momentu dojechać można samochodem, a później przesiada się w specjalne autobusy, które zabierają na przejażdżkę po czasem bardzo stromych zakamarkach parku. W trakcie przejazdu lektor w 3 językach opowiada o historii Lanzarote, a to wszystko przeplatane jest muzyką, która podkreśla specyficzny klimat tego miejsca. Po przejażdżce warto udać się do restauracji zaprojektowanej przez Cesara Manrique – architekta, który miał ogromny wpływ na wygląd wyspy. Mięsożercy mogą skosztować udka z kurczaka przygotowanego w kraterze wulkanu.
El Golfo to nazwa wulkanu, w którego kraterze powstało niesamowite zielone jezioro Charco de los Clicos. Ten kolor jezioro zawdzięcza dużej ilości rosnących w nim alg. Obecnie część wulkanu znajduje się pod wodami Oceanu Atlantyckiego, jednak widok wielkich fal uderzających o pozostałości lawy wulkanicznej wygląda spektakularnie. Wchodzą na wyżej położone miejsca baliśmy się, że zostaniemy porwani z wiatrem i wrzuceni do wody – serio!