Zwiedzanie Rzymu – część II
Colosseum i Forum Romanum
Budzimy się w ciemnym pokoju i trudno stwierdzić, czy to środek nocy czy już południe. Okiennice tak skutecznie zatrzymują światło, że dopiero podchodząc do okna dostrzegamy błękitne niebo i mocne promienie słońca – to będzie idealny dzień na zwiedzanie Rzymu! Włosi nie jadają wielkich śniadań, więc odpuszczamy poszukiwania knajpy i od razu ruszamy, jak poprzedniego wieczoru, w kierunku Colosseum. Na początek idziemy na górę, na której 2 lata temu robiliśmy całkiem fajne zdjęcia. Nie zraża nas fakt, że jest tam dość mało ludzi i w sumie to teren jest tak jakby… ogrodzony. Dosłownie w momencie, kiedy kończymy zdjęcia i przechodzimy przez mini ogrodzenie, wbiega policja i rozgania pozostałych amatorów fotografii – 1:0 dla nas!
Zatybrze
Zdjęcia Colosseum i Forum Romanum zaliczone (byliśmy w środku poprzednim razem, ale jakby co polecamy kupić bilety na wejścia do obu atrakcji w kasie przy Forum Romanum – w ten sposób unikniecie kolejki do kas Colosseum, która pomimo stycznia i tak była długa). Teraz oddalamy się w kierunku Tybru, po prawej stronie mijając Palatyn (jedno z siedmiu wzgórz miasta). Jeszcze tylko przejście przez Circus Maximus (najstarszy i największy cyrk starego Rzymu) i jesteśmy na Wyspie Tyberyjskiej, z której kilka kroków dzieli nas od wyczekiwanej wizyty na rzymskim Zatybrzu. Wchodzimy i jesteśmy oczarowani – wąskie uliczki, małe knajpy, sporo streetartu i promienie słońca przebijające się nieśmiało.
Pizza time!
To właśnie tutaj zjesz najlepszą pizzę na wagę, napijesz się tradycyjnej kawy i przejdziesz uliczkami udekorowanymi praniem wiszącym na sznurach. Nie możemy odmówić sobie kawy na świeżym powietrzu, ani przepysznej pizzy na chrupiącym spodzie w La Boccaccia.
W stronę Via del Corso
Rozkochani w Zatybrzu opuszczamy tę część miasta, by znowu powrócić w bardziej turystyczne miejsca. Spacerując powoli docieramy do Campo Di Fiori (placu, który długo był po prostu łąką), mijamy targ (i wszędzie są karczochy!) i idziemy w kierunku Piazza Navona.
Zaliczamy obowiązkowe gelato, wizytę na zakupowej ulicy Via del Corso i ponownie idziemy przywitać się ze Schodami Hiszpańskimi. Zbliża się godzina 17, więc udajmy się na wzgórze tuż przy Piazza del Popolo, aby podziwiać panoramę Rzymu skąpaną w zachodzącym słońcu.
Zachód słońca
Przecinamy ogrody Villa Borghese, mijając beztroskich włochów pochłoniętych rozmowami i zabawą na świeżym powietrzu. Niesamowitym widokiem są dla nas drzewa obwieszone pomarańczami, które ozdabiają główne ulicy, a owoce leżą na ulicy (pewnie dlatego, że są kwaśne – sprawdziliśmy). Chyba czas na podwieczorek, a nasza wizyta nie może obejść się bez skosztowania Tiramisu! Tym razem wybieramy wersję nowoczesną, w słoiczku, w uroczej manufakturze La Romana.
Jest już wczesny wieczór i docieramy do Dworca Termini i idziemy sprawdzić co kryje się w Mercato Centrale Roma. Okazuje się, że to nowoczesna przestrzeń, coś na wzór hiszpańskich targów (albo warszawskich Koszyków), z bardzo spójną identyfikacją wizualną i jeszcze lepiej wyglądającym jedzeniem.
Po krótkiej chwili na oddech w hotelowym pokoju ruszamy na ostatni spacer po nocnym Rzymie. Siadamy w trattorii niedaleko Colosseum, zamawiamy butelkę wina i domowe ravioli, a czas się zatrzymuje. Za nami 42 km, podczas 42 godzinnej obecności w Rzymie – to maraton jakby nie patrzeć, prawda? 😉