Zanim gdzieś pojedziemy czytamy sporo o tym miejscu, przeglądamy inne blogi podróżnicze, a w naszych głowach powoli rodzą się jakieś wyobrażenia. Mimo, że nie mamy oczekiwań (bo po co?), to i tak przed przyjazdem zdążymy wyhodować sobie obraz tego jak może być na miejscu. Po pierwszych dwóch dniach pobytu w USA mamy już listę kilku rzeczy, które nas zaskoczyły. Oto nasze pierwsze wrażenia z Nowego Jorku!
Jest bardzo głośno
W sumie czemu tu się dziwić – wielkie miasto, ponad 8 milionów ludzi, a my siedzimy w samym centrum. Jednak mamy wrażenie, że głośność jest tu znacznie podkręcona – wozy straży pożarnej jeżdżą jak szalone, co chwile ktoś trąbi, a wchodząc do sklepu z butami musimy do siebie krzyczeć, żeby się usłyszeć. Wczoraj byliśmy w barze, idealnym miejscu, żeby posiedzieć ze znajomymi i pogadać. I wiecie co? Było głośniej niż na niejednej imprezie! Mimo to ludzie wyglądali, jakby to im zupełnie nie przeszkadzało w konwersacjach. Po wyjściu z lokalu czuliśmy się jak po pobycie na koncercie, tuż przy głośniku… zbyt głośno ustawionym.
Ludzie mówią bardzo głośno
W tych głośnych barach i sklepach trudno nie krzyczeć do siebie. Jest więc tak, że muzyka dudni jak szalona, a obok siedzą ludzie, którzy próbują ją przekrzyczeć.
Hej, co u Ciebie?
Poza tym, że gdziekolwiek nie wejdziemy każdy pyta co u nas słychać (co nie jest dużym zaskoczeniem, bo to taki popularny zwrot), to zdarzyło nam się już kilka razy, że ktoś idąc po ulicy po prostu zaczął z nami rozmawiać. W MoMa (Museum of Modern Art) zagadała do Asi starsza pani robiąca sobie szalik na drutach. Lata spędza w Kanadzie, bo w NY jest za gorąco, a przesiadywanie w ogrodzie muzeum to jej sposób na spędzanie wolnego czasu. Rozmawialiśmy trochę o Polsce i trochę o sztuce. Drugiego dnia podczas spaceru na Greenwich Village inna starsza pani zagadała do Tomka, że ma fajną kurtkę. I tak od słowa do słowa okazało się, że ona pracowała przy ubraniach, podobały jej się nasze dresy, zaprowadziła nas do pięknego ogrodu i opowiedziała szczegółowo historię publicznej biblioteki. Dzięki niej weszliśmy do miejsc, obok których przeszlibyśmy obojętnie.
Zaskakujące ceny
Naczytaliśmy się, że zjedzenie dobrego posiłku poniżej 10 dolarów graniczy z cudem i trzeba mieć listę takich knajp ze sobą, bo ze świecą ich szukać. Po tych 2 dniach jesteśmy mile zaskoczeni, bo ceny nie są aż tak wysokie jak się tego spodziewaliśmy. Za dwie kawy płaciliśmy w klimatycznych knajpach około 8 dolarów, na kraftowe piwo w East Villagewydaliśmy 7 dolarów, a obiad spokojnie można znaleźć w okolicach 8 dolarów (ceny z podatkami i napiwkiem!).
Duży napiwek
W gastronomii i usługach przyjęło się, że napiwek jest rzeczą oczywistą i należy go zawsze zostawić. W dodatku często na rachunku dodawana jest sugerowana stawka tegoż napiwku. Spodziewaliśmy się minimalnej wartości napiwku w okolicach 10% zamówienia, a tymczasem minimalna wartość jaką na razie spotkaliśmy to 18%!
Przed powrotem do pracy umyj ręce!
W każdej knajpie w łazience spotkaliśmy nad umywalką tabliczki z napisem “Pracownicy mają obowiązek umyć ręce przed powrotem do pracy”. Takie małe przypomnienie.
Woda na stół
W knajpach z obsługą od razu po złożeniu zamówienia na naszym stole pojawiały się szklanki z wodą. Pojawiały się z prędkością światła. A w samoobsługowych miejscach zawsze spotkaliśmy się z dostępną za darmo wodą z kranu.
Woda w toalecie
Pozostając w temacie wody. Kiedy weszliśmy do hotelu i Tomek poszedł do łazienki za potrzebą, lekko się przestarszył, bo myślał, że mamy zapchaną toaletę. Jak później się okazało, to normalne, że w środku jest po prostu więcej wody i przy spłukiwaniu cała zostaje wessana do rur. Dla nas to była nowość!
Przyciski alarmowe
Co chwilę na ulicach są rozmieszczone przyciski do wezwania policji lub straży pożarnej. Wiele jest informacji o tym, żeby w razie niecodziennej sytuacji wezwać pomoc.
Bezdomni wkomponowani w miasto
Trochę nas zaskoczyła ilość bezdomnych w samym centrum miasta (z drugiej strony to idealne miejsce na zarobienie). Jednak bardziej niż ilość zaskoczyło nas, w jakich miejscach można spotkać ich bazy. Póki co wygrywa Pani, która była rozłożona ze swoimi tobołami na bus pasie przy jednej z głównych ulic… i spała!
Jesień zamiast wiosny
Dzień przed wylotem wszystkie prognozy wskazywały na to, że przez większość wyjazdu będzie świeciło słońce, a temperatura nie spadnie poniżej 20 stopni. Zaryzykowaliśmy i nie zabraliśmy ze sobą kurtek rozpieszczeni ciepłą wiosną w Warszawie. Tymczasem od dwóch dni słońca nie widzieliśmy, a temperatura oscyluje w okolicach 15 stopni. Wieczorem trochę pada, ale na szczęście parasolka jest z nami! Co ciekawe, w niektórych zamkniętych pomieszczeniach (knajpa, pokój hotelowy) jest jeszcze chłodniej niż na dworze, bo klima chodzi cały czas na maksa. Słońce, czekamy na Ciebie!
Dzień pierwszy W Hong Kongu wylądowaliśmy późnym wieczorem. Formalności na lotnisku trwały zadziwiająco krótko, choć do hali przylotów musieliśmy dojechać kolejką. Teoretycznie w guesthousie, w którym mieliśmy nocleg, zameldowanie kończyło się o 19, ale dogadaliśmy się, że koło 23 ktoś nas przyjmie. Zależało nam na czasie, więc zdecydowaliśmy się na szybką kolejkę prosto z lotniska do centrum miasta. Trochę nas bolało wydanie 40 zł/osobę za tak krótką przejażdżkę (24 minuty), ale tym …
Tym razem chcemy Was zabrać w podróż po największym targu w Bangalore. K R Market, czyli Krishna Rajendra Market, zwany jeszcze inaczej po prostu miejskim targiem rozpoczął swoją działalność w 1928 roku. Co ciekawe, właśnie do tej lokalizacji po raz pierwszy w Indiach dotarła energia elektryczna. Niektóre źródła podają nawet, że był to pierwszy raz na skalę Azji, choć Seul lub Tokyo także konkurują o to miano. Do marketu tradycyjnie dotarliśmy tuk …
Nie pamiętam tego dnia dobrze, ale wiem, że był to lipiec. Lipiec lubię dlatego, że jest ciepło i mam wtedy urodziny. Siedziałam wieczorem na balkonie i myślałam o tym, jak przyjemnie jest na zewnątrz. Myślałam też o tym, jakie zmiany zawodowe niedługo mnie czekają i jak to w ogóle będzie. Potem pomyślałam o tym, że ze zmianami i nowymi etapami kojarzy mi się szkoła. Z podstawówki do gimnazjum, z gimnazjum do liceum, z liceum na studia, a po studiach to tylko to całe dorosłe życie. …
Drugi dzień pobytu rozpoczęliśmy od lekcji, że zasady ruchu drogowego może i jakieś tutaj obowiązują, ale nikt ich za bardzo nie przestrzega. Jedziesz tam gdzie chcesz, a zielone światło dla pieszych wcale nie oznacza ich pierwszeństwa. Może zdarzyć się też tak, że jeszcze rano szło się po chodniku, a już późnym popołudniem pół ulicy jest rozkopane, a piesi manewrują pomiędzy samochodami. Naprawdę trudno jest przejść na drugą stronę …
Pierwsze wrażenia z Nowego Jorku
Zanim gdzieś pojedziemy czytamy sporo o tym miejscu, przeglądamy inne blogi podróżnicze, a w naszych głowach powoli rodzą się jakieś wyobrażenia. Mimo, że nie mamy oczekiwań (bo po co?), to i tak przed przyjazdem zdążymy wyhodować sobie obraz tego jak może być na miejscu. Po pierwszych dwóch dniach pobytu w USA mamy już listę kilku rzeczy, które nas zaskoczyły. Oto nasze pierwsze wrażenia z Nowego Jorku!
Jest bardzo głośno
W sumie czemu tu się dziwić – wielkie miasto, ponad 8 milionów ludzi, a my siedzimy w samym centrum. Jednak mamy wrażenie, że głośność jest tu znacznie podkręcona – wozy straży pożarnej jeżdżą jak szalone, co chwile ktoś trąbi, a wchodząc do sklepu z butami musimy do siebie krzyczeć, żeby się usłyszeć. Wczoraj byliśmy w barze, idealnym miejscu, żeby posiedzieć ze znajomymi i pogadać. I wiecie co? Było głośniej niż na niejednej imprezie! Mimo to ludzie wyglądali, jakby to im zupełnie nie przeszkadzało w konwersacjach. Po wyjściu z lokalu czuliśmy się jak po pobycie na koncercie, tuż przy głośniku… zbyt głośno ustawionym.
Ludzie mówią bardzo głośno
W tych głośnych barach i sklepach trudno nie krzyczeć do siebie. Jest więc tak, że muzyka dudni jak szalona, a obok siedzą ludzie, którzy próbują ją przekrzyczeć.
Hej, co u Ciebie?
Poza tym, że gdziekolwiek nie wejdziemy każdy pyta co u nas słychać (co nie jest dużym zaskoczeniem, bo to taki popularny zwrot), to zdarzyło nam się już kilka razy, że ktoś idąc po ulicy po prostu zaczął z nami rozmawiać. W MoMa (Museum of Modern Art) zagadała do Asi starsza pani robiąca sobie szalik na drutach. Lata spędza w Kanadzie, bo w NY jest za gorąco, a przesiadywanie w ogrodzie muzeum to jej sposób na spędzanie wolnego czasu. Rozmawialiśmy trochę o Polsce i trochę o sztuce. Drugiego dnia podczas spaceru na Greenwich Village inna starsza pani zagadała do Tomka, że ma fajną kurtkę. I tak od słowa do słowa okazało się, że ona pracowała przy ubraniach, podobały jej się nasze dresy, zaprowadziła nas do pięknego ogrodu i opowiedziała szczegółowo historię publicznej biblioteki. Dzięki niej weszliśmy do miejsc, obok których przeszlibyśmy obojętnie.
Zaskakujące ceny
Naczytaliśmy się, że zjedzenie dobrego posiłku poniżej 10 dolarów graniczy z cudem i trzeba mieć listę takich knajp ze sobą, bo ze świecą ich szukać. Po tych 2 dniach jesteśmy mile zaskoczeni, bo ceny nie są aż tak wysokie jak się tego spodziewaliśmy. Za dwie kawy płaciliśmy w klimatycznych knajpach około 8 dolarów, na kraftowe piwo w East Villagewydaliśmy 7 dolarów, a obiad spokojnie można znaleźć w okolicach 8 dolarów (ceny z podatkami i napiwkiem!).
Duży napiwek
W gastronomii i usługach przyjęło się, że napiwek jest rzeczą oczywistą i należy go zawsze zostawić. W dodatku często na rachunku dodawana jest sugerowana stawka tegoż napiwku. Spodziewaliśmy się minimalnej wartości napiwku w okolicach 10% zamówienia, a tymczasem minimalna wartość jaką na razie spotkaliśmy to 18%!
Przed powrotem do pracy umyj ręce!
W każdej knajpie w łazience spotkaliśmy nad umywalką tabliczki z napisem “Pracownicy mają obowiązek umyć ręce przed powrotem do pracy”. Takie małe przypomnienie.
Woda na stół
W knajpach z obsługą od razu po złożeniu zamówienia na naszym stole pojawiały się szklanki z wodą. Pojawiały się z prędkością światła. A w samoobsługowych miejscach zawsze spotkaliśmy się z dostępną za darmo wodą z kranu.
Woda w toalecie
Pozostając w temacie wody. Kiedy weszliśmy do hotelu i Tomek poszedł do łazienki za potrzebą, lekko się przestarszył, bo myślał, że mamy zapchaną toaletę. Jak później się okazało, to normalne, że w środku jest po prostu więcej wody i przy spłukiwaniu cała zostaje wessana do rur. Dla nas to była nowość!
Przyciski alarmowe
Co chwilę na ulicach są rozmieszczone przyciski do wezwania policji lub straży pożarnej. Wiele jest informacji o tym, żeby w razie niecodziennej sytuacji wezwać pomoc.
Bezdomni wkomponowani w miasto
Trochę nas zaskoczyła ilość bezdomnych w samym centrum miasta (z drugiej strony to idealne miejsce na zarobienie). Jednak bardziej niż ilość zaskoczyło nas, w jakich miejscach można spotkać ich bazy. Póki co wygrywa Pani, która była rozłożona ze swoimi tobołami na bus pasie przy jednej z głównych ulic… i spała!
Jesień zamiast wiosny
Dzień przed wylotem wszystkie prognozy wskazywały na to, że przez większość wyjazdu będzie świeciło słońce, a temperatura nie spadnie poniżej 20 stopni. Zaryzykowaliśmy i nie zabraliśmy ze sobą kurtek rozpieszczeni ciepłą wiosną w Warszawie. Tymczasem od dwóch dni słońca nie widzieliśmy, a temperatura oscyluje w okolicach 15 stopni. Wieczorem trochę pada, ale na szczęście parasolka jest z nami! Co ciekawe, w niektórych zamkniętych pomieszczeniach (knajpa, pokój hotelowy) jest jeszcze chłodniej niż na dworze, bo klima chodzi cały czas na maksa. Słońce, czekamy na Ciebie!
Powiązane posty
2 komentarze do “Pierwsze wrażenia z Nowego Jorku”
Pingback: Co zobaczyć w centrum Nowego Jorku? - Small Travellers
Pingback: Podsumowanie 2018 roku - Small Travellers
Podobne posty
Co zobaczyć w Hong Kongu? Część 1
Dzień pierwszy W Hong Kongu wylądowaliśmy późnym wieczorem. Formalności na lotnisku trwały zadziwiająco krótko, choć do hali przylotów musieliśmy dojechać kolejką. Teoretycznie w guesthousie, w którym mieliśmy nocleg, zameldowanie kończyło się o 19, ale dogadaliśmy się, że koło 23 ktoś nas przyjmie. Zależało nam na czasie, więc zdecydowaliśmy się na szybką kolejkę prosto z lotniska do centrum miasta. Trochę nas bolało wydanie 40 zł/osobę za tak krótką przejażdżkę (24 minuty), ale tym …
K R Market – największy targ w Bangalore
Tym razem chcemy Was zabrać w podróż po największym targu w Bangalore. K R Market, czyli Krishna Rajendra Market, zwany jeszcze inaczej po prostu miejskim targiem rozpoczął swoją działalność w 1928 roku. Co ciekawe, właśnie do tej lokalizacji po raz pierwszy w Indiach dotarła energia elektryczna. Niektóre źródła podają nawet, że był to pierwszy raz na skalę Azji, choć Seul lub Tokyo także konkurują o to miano. Do marketu tradycyjnie dotarliśmy tuk …
Nasz Gap Month
Nie pamiętam tego dnia dobrze, ale wiem, że był to lipiec. Lipiec lubię dlatego, że jest ciepło i mam wtedy urodziny. Siedziałam wieczorem na balkonie i myślałam o tym, jak przyjemnie jest na zewnątrz. Myślałam też o tym, jakie zmiany zawodowe niedługo mnie czekają i jak to w ogóle będzie. Potem pomyślałam o tym, że ze zmianami i nowymi etapami kojarzy mi się szkoła. Z podstawówki do gimnazjum, z gimnazjum do liceum, z liceum na studia, a po studiach to tylko to całe dorosłe życie. …
Drugi dzień w Indiach – szaleństwo zakupów
Drugi dzień pobytu rozpoczęliśmy od lekcji, że zasady ruchu drogowego może i jakieś tutaj obowiązują, ale nikt ich za bardzo nie przestrzega. Jedziesz tam gdzie chcesz, a zielone światło dla pieszych wcale nie oznacza ich pierwszeństwa. Może zdarzyć się też tak, że jeszcze rano szło się po chodniku, a już późnym popołudniem pół ulicy jest rozkopane, a piesi manewrują pomiędzy samochodami. Naprawdę trudno jest przejść na drugą stronę …