Nie wiem jak Ty, ale ja, jak byłam małą dziewczynką, to wyobrażałam sobie swoje życie mniej więcej do osiągnięcia 25 lat. Najpierw, wiadomo, trzeba było się dobrze uczyć, żeby trafić do wymarzonej klasy w liceum. Potem zrobić wszystko, byle z matury otrzymać, jak najlepsze wyniki i dostać się na ponownie wymarzone, tym razem studia. No i wiadomo, po dobrych studiach od razu ma się pracę, gdzieś w międzyczasie poznaje się męża/żonę, a potem jest tylko: i żyli długo i szczęśliwie.
Nie da się ukryć, że już od początku tego planu założenia są błędne. Teraz już wiem, że skoro fizyka wcale mnie tak nie kręciła, to nie musiałam mieć z niej samych piątek. Studia (pomijam specjalizacyjne, jak: lekarz, prawnik itp.) wcale nie są przepustką do dobrej pracy. Z mojego doświadczenia więcej o życiu nauczyłam się w pracach, które podejmowałam podczas studiów. No i w sumie dość szybko pojęłam, że o moim sukcesie nie decyduje to jaką mam pracę, czy mam męża i ile pieniędzy na koncie, tylko to jak ja się z tym czuję i jak zgodne jest to z moimi wartościami*.
*pod warunkiem, że mam zapewnione podstawowe potrzeby życiowe
Kończąc ten filozoficzny wstęp – w dalszej części opowiemy Wam o tym, jak to jest być razem i pełnić teoretycznie tak skrajne role w pracy. O tym, jak przebiegała ścieżka kariery każdego z nas i czego codziennie uczymy się od siebie.
Historia Asi: „Cześć, pracuję w IT”
Kiedy wypowiadam zdanie z nagłówka, to często widzę zdziwienie na twarzach moich rozmówców. Po ponad 10 latach chyba do tego przywykłam, a z drugiej strony wciąż zaskakuje mnie, dlaczego to takie dziwne. Fakt, na moich studiach było 20% kobiet i podejrzewam, że w mojej pracy rozkłada się to podobnie. Czy zatem rynek IT jest trudnym rynkiem dla kobiet? Moje doświadczenie i doświadczenie moich koleżanek mówią, że na początku bardzo często tak. Czy to powinno zniechęcać do wchodzenia na ten rynek? Totalnie nie!
Studia
Wiesz, ja nigdy nie sądziłam, że będę robić to co robię. Z jednej strony dlatego, że jak byłam dzieckiem, to części takich zawodów jeszcze nie było. Z drugiej strony zawsze na mojej short liście były zawody, takie jak: prawnik czy architekt. Przed maturami wciąż nie wiedziałam, co będę chciała robić i zdawałam zarówno matematykę (jeszcze wtedy nie była obowiązkowa) i historię. Pewnego czerwcowego dnia, przeglądając oferty uczelni wyższych, natknęłam się na kierunek Informatyka i Ekonometria na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Long story short: przeczytałam o czym są te studia i stwierdziłam, że w sumie na tym totalnie się nie znam, więc czas się nauczyć tej całej informatyki! I to były jedyne studia, na które złożyłam papiery.
Dlaczego wybrałam akurat te studia? Dlatego, że wymagały łączenia umiejętności zarówno analitycznych, jak i tych miękkich. Raz przez cały dzień programowaliśmy i tworzyliśmy modele ekonometryczne, by drugiego dnia rozmawiać o zarządzaniu i ekonomii. Skończyłam zarówno studia licencjackie, jak i magisterskie (specjalność: elektroniczny biznes), choć te drugie z perspektywy czasu bym po prostu odpuściła. Na studiach zrozumiałam dwie rzeczy: programowanie nieszczególnie jest tym, co mnie fascynuje, ale analizy i procesy biznesowe już tak.
Pierwsze prace
Przez całe studia pracowałam – przez pierwsze trzy lata była to praca fizyczna. Jeździłam na inwentaryzacje, a później pracowałam w sklepach odzieżowych. Po skończeniu licencjatu nie miałam pojęcia, co konkretnie chcę robić, ale wiedziałam, że czas odejść od pracy fizycznej i poszukać czegoś bliżej IT. Z drugiej strony mocno interesowały mnie zagadnienia PR (Public Relations) i tak znalazłam staż w agencji PR’owej nowych technologii i designu. Jak tylko przeczytałam opis tego miejsca, poczułam, że to będzie to! Rzutem na taśmę załapałam się na rozmowę i dostałam ten staż. W tej agencji spędziłam niemal 1,5 roku, ucząc się budowania relacji z klientami, poszukiwania informacji, pisania tekstów i analizy danych. Tuż przed końcem moich studiów, firma straciła część klientów i ja w taki sposób straciłam pracę. Tamtego dnia myślałam, że cały mój świat się zawalił, ale od dawna już wiem, że to była jedna z najlepszych rzeczy jakie mnie spotkały.
Pierwszy staż w IT
Po stracie pracy dość szybko zrozumiałam, że to dobry moment, by jednak skończyć studia i się obronić. Tak się zmobilizowałam, że napisałam magisterkę w trzy tygodnie. W międzyczasie szukałam pracy i trafiłam na ogłoszenie, że Allegro szuka osób na staż. Oczy mi się zaświeciły, a zaświeciły się tym bardziej, gdy przeczytałam o stażu w dziale, który odpowiada za zwinność organizacji i proces wytwarzania oprogramowania. Od razu zrobiłam zadanie, wysłałam, zaprosili mnie na rozmowę i… dostałam ten staż!! Nawet jak to piszę, to pamiętam tą radość, bo wiecie… ja wtedy totalnie nie wierzyłam, że w tym świecie IT jest dla mnie miejsce.
I tak, tuż po studiach, trafiłam do Allegro – poznańskiej mekki specjalistów IT. Moim zadaniem było obserwowanie tego, jak pracują zespoły, poznawanie co znaczy pracować zwinnie i rozwój w kierunku roli Scrum Mastera. Moi znajomi z Allegro w fajny sposób opisują tę rolę w tym artykule. W dużym skrócie: w IT przy tworzeniu oprogramowania pracuje się często według ściśle określonych ram, a zbiór tych ram nazywany jest Scrumem. Występują w nim trzy rolę i jedną z nich jest właśnie Scrum Master – odpowiada on za to, by właśnie te ramy procesu były zrozumiane i stosowane przez organizację. Wspiera zespół w szukaniu usprawnień w ich pracy, wzmacnia komunikację w zespole i pomaga skupić się na tym co jest najważniejsze z punktu rozwoju produktu. Wiem, że może brzmieć jak magia, ale gdy zaczęłam to rozumieć, to dotarło do mnie, że ta rola jest pisana pode mnie!
Gratulację, masz to!
Okazało się, że inne osoby też to dostrzegły i po 2 miesiącach stażu zaproponowano mi okres próbny w tej roli, a finalnie w Allegro spędziłam prawie 3 lata. Pamiętam, że wciąż nie wierzyłam w to co się dzieje. Ta praca mocno wpłynęła też na to, jak zaczęłam postrzegać życie. Wywróciła kilka rzeczy do góry nogami i pomogła mi w podjęciu kilku trudnych decyzji.
Może to zabrzmi zabawnie, ale właśnie bycie w roli Scrum Mastera nauczyło mnie zadawać sobie trudne pytania. Czy to co robię sprawia, że jestem szczęśliwa? Jak następnym razem mogłabym coś zrobić lepiej? Czy jestem z siebie duma? Nauczyła mnie analizowania swoich działań i samodoskonalenia, dystansu i pokory. Nauczyła też, że nie wszystko musi być perfekcyjne, a gotowe jest lepsze od doskonałego. A przede wszystkim nauczyła mnie słuchać ludzi i z nimi rozmawiać.
Od Scrum Mastera do Managera
W trakcie mojej pracy w Allegro poznałam Tomka. Od jakiegoś czasu każdy z nas chciał coś zmienić w swoim życiu i tak oto podjęliśmy decyzję o przeprowadzce do Warszawy. Chociażby dlatego, żeby mieć więcej lepszych połączeń lotniczych tuż pod ręką. Wyszłam na rynek z 3-letnim doświadczeniem jako Scrum Master i w tydzień znalazłam pracę. Chyba dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, co ja tak naprawdę potrafię. Nowe miejsce pracy wybrałam dlatego, że rozmawiając z ludźmi stamtąd czułam się, jakbym rozmawiała z ziomkami z Allegro. I tak trafiłam do Grupy Pracuj (serwis pracuj.pl). Ciekawe też było to, że to ile zarabiałam w Poznaniu brutto, tutaj otrzymywałam netto.
Początek Scrum Mastera w nowej firmie nie był zbyt prosty. Pamiętam, że podczas okresu próbnego chciałam się spakować i wrócić do Poznania. Nie wiem nawet kiedy, ale minęło mi 2,5 roku w Pracuju i w dniu naszego miesięcznego wyjazdu do Azji dostałam telefon od szefa. Od początku roku miałam zostać liderem zespołu Scrum Masterów, jednak do tego doszła jeszcze rola lidera jednego z zespołów deweloperskich. Mentalnie to ja totalnie nie byłam gotowa na tę zmianę, pod kątem umiejętności też wydawało mi się, że muszę jeszcze sporo się nauczyć.
Co robię teraz
Właśnie mija 1,5 roku odkąd opiekuję się 18 osobami. Jestem Managerem do spraw rozwoju produktu. Nie mam pojęcia, jak ale z 3 osób, którymi miałam zajmować się na początku, zrobiło się nagle 18. Jednak wiem, że w tym momencie to jest to, czym chcę zajmować się zawodowo. Jak zadaję sobie pytanie, co jest moim zadaniem, to odpowiedź brzmi: dbanie o to, by miejsce pracy sprawiło, że ludzie są zaangażowani w swoją robotę. Pracuję 1 na 1 z Programistami i Scrum Masterami, szukam optymalizacji i usprawnień w dziale. Organizuję różne akcje wpływające na samopoczucie i dbające o work-life balance.
Uważam, że moja praca wymaga ode mnie dużej kreatywności. Każdego dnia uczę się, jak lepiej komunikować się z ludźmi, rozumieć ich potrzeby i odpowiadać na trudne sytuacje. Uczę się cierpliwości, sztuki negocjacji i stawiania konkretnych oczekiwań. Moja praca w dużej mierze sprowadza się do pracy z ludźmi, ale lubię te dni, kiedy mogę usiąść tylko ja i mój komputer i analizować dane.
Historia Tomka: Jak ciężka praca popłaca
Już w ogólniaku stwierdziłem odkrywczo, że to wszystko nie ma sensu. To wszystko, czyli latanie za ocenami i skupianie się, żeby we wszystkim być dobrym. Wiedziałem jedno – rysowanie sprawia mi największą frajdę i właśnie na tym chcę się skupić. Jako urodzony pracoholik studia chciałem potraktować jako coś dodatkowego i od początku równolegle pracować. W planie miałem studiowanie architektury wnętrz, ale po namowach bliskich zdecydowałem się na studia dzienne. Uwaga: na politologię! Stwierdziłem, że studia jakieś skończyć warto, więc wybiorę byle jakie, a równolegle będę rozwijał rysunek. Wyjechałem do Szczecina i tak przez 1,5 roku łączyłem studia, prace studenckie i rysowanie.
Znowu do mnie dotarło, że to wszystko jest bez sensu i za mało inwestuję w rozwój tego, na czym mi najbardziej zależy, czyli rysowanie. W związku z tym postanowiłem pójść na artystyczne studia zaoczne do Poznania – konkretnie na Wzornictwo. Wróciłem do domu rodzinnego i zacząłem tam pracę w lokalnej gazecie jako dziennikarz sportowo-kulturalny. Mimo wszystko uznałem, że skończę tę politologię i zrobiłem to w Zielonej Górze. Żeby mi się przypadkiem nie nudziło, to pracowałem jeszcze w lokalnej agencji kreatywnej. Czyli wciąż robiłem tysiąc rzeczy na raz, ale ta kreatywna praca zaczęła pochłaniać coraz więcej mojej głowy. Jeszcze do tego zacząłem rozwijać mini projekt odzieżowy pod hasłem: „Lubię merdać palcem”.
Moment zwrotny numer 1
Jak tylko skończyłem Marketing Polityczny w Zielonej Górze, to postawiłem wszystko na jedną kartę i przeprowadziłem się do Poznania. Dostałem wtedy pierwszą, wymarzoną pracę grafika przy dużych projektach. Mimo, że nie umiałem jeszcze obsługiwać odpowiednich projektów graficznych, to zostałem przyjęty ze względu na umiejętności rysunkowe i warsztat. Pensja w tym miejscu pozostawiała wiele do życzenia, ale wiedziałem, że to jest ten moment, kiedy muszę pokornie uczyć się nowych rzeczy. Ta pierwsza praca była bardzo trudna i stresująca. W pewnym momencie moja wiara w siebie i w to co robię spadła niemal do zera. I tak po roku straciłem tę pracę – myślałem wtedy, że wszystko jest do dupy, łącznie ze mną.
Moment zwrotny nr 2
Tak jak w przypadku Joanny, moment zwolnienia z pracy okazał się być dobrą zmianą. Wychyliłem się na rynek i okazało się, że wiele firm chce mnie u siebie, a w dodatku za zdecydowanie lepsze pieniądze. W Poznaniu mieszkałem łącznie 4 lat i przez ten cały czas byłem już tylko skoczkiem. Zbudowałem na nowo pewność siebie i jak tylko coś w obecnym miejscu pracy przestawało mi się podobać, to zmieniałem pracę. Przez te lata przeszedłem drogę od Designera do Art Directora, pełniąc tę rolę w różnych agencjach. Przypominam, że od urodzenia jestem pracoholikiem, więc równolegle cały czas rozwijałem swój warsztat. Założyłem dzialalność gospodarczą i budowałem swoje portfolio klientów. W sumie pracowałem na dwa etaty – jeden był agencyjny, a drugi w mojej własnej firmie. Właśnie w projektach dla moich klientów udawało mi się przemycać projekty ilustracyjne. Pracowałem co najmniej 16 godzin dziennie – szedłem spać o 2-3, a wstawałem o 8.
Moment zwrotny nr 3
Po około 3 latach w Poznaniu poznałem Asię. Nagle pojawił się ktoś kto odciągał moją uwagę od ciągłej pracy. Chwilę to trwało, ale przy Asi nauczyłem się, że dbanie o siebie jest ważne. Zacząłem sypiać 7-8 godzin, lepiej organizować swój czas i stałem się fanem excela. To właśnie dzięki niej udało mi się spełnić moje marzenie o założeniu swojej marki odzieżowej. Codziennie budziłem się przed 6 i ilustrowałem, gdy Asia jeszcze słodko spała. Potem jechałem do agencji, a popołudniu wracałem do projektów dla klientów, ale również do tych autorskich.
Moment zwrotny nr 4 i finał!
Wraz z decyzją o przeprowadzce do Warszawy, podjęliśmy jeszcze jedną, dla mnie bardzo ważna decyzję. Zdecydowaliśmy, że nie będę pracował już dłużej w agencjach, a skupię się na rozwoju własnej firmy. Świetne było to, że mogliśmy sobie pozwolić na taki półroczny eksperyment, dzięki etatowi Asi. Z perspektywy czasu, razem uważamy, że to była fantastyczna decyzja. Mogłem całą swoją energię włożyć w to, na czym mi najbardziej zależało. Wraz z biegiem czasu moje projekty stawały się coraz mniej projektami graficznymi, a było w nich coraz więcej ilustracji. Po trzech miesiącach od przejścia na freelance i mocniejszym skupieniu na ilustracji mój przyjaciel zaprosił mnie do zrobienia pierwszej, autorskiej wystawy. Wtedy właśnie światło dziennie ujrzała moja pierwsza seria ilustracji pod hasłem: „Shit Happens”.
Od tego momentu nie przestaję ilustrować. Aktualnie 85% moich zleceń to projekty ilustracyjne. W ciągu dnia rozkładam czas na prace dla klientów i rozwijanie autorskich projektów. Moje prace pojawiły się już na wielu wystawach i zagościły w wielu domach. To jest właśnie to, co chciałem czuć i robić, gdy byłem nastolatkiem i nie wiedziałem jeszcze, jak się do tego zabrać. Budzę się rano i ilustruję, w pracy ilustruję, po pracy… ilustruję. Podróże dają mi niesamowitą inspirację i jedne z ulubionych momentów w nich, to te kiedy mogę ilustrować! Na pytanie Asi – Co chcesz robić dzisiaj wieczorem? – odpowiadam – Jeżeli mamy robić coś osobno, to wiadomo, będę ilustrował! Ciągle szukam udoskonaleń w moim warsztacie, ćwiczę go codziennie i tak blisko od 4 lat działam jako TPieńczak. Mogę pracować z każdego miejsca na świecie i to jest piękne.
Manager IT i Ilustrator
Wydawać by się mogło, że praca w IT i praca artystyczna leżą gdzieś na przeciwległych biegunach. Nic bardziej mylnego! Właśnie najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że oba nasze zawody wymagają od nas ogromnej kreatywności. I właśnie ta kreatywność jest naszym punktem wspólnym zawodowo, ale też życiowo. Mam wrażenie, że każdego dnia jesteśmy razem w ciągłym procesie twórczym i uwielbiamy robić to razem. Teraz, kiedy siedzimy i pracujemy razem z domu, mam wrażenie, że wzajemnie dajmy sobie jeszcze więcej kreatywnej energii.
Ja od Tomka uczę się dystansu do życia, wytrwałości i cierpliwości. Jego ilustracje wywołują u mnie takie ciepłe emocje, no i dzięki nim mam piękne grafiki w moich prezentacjach! Za to Tomek ode mnie nauczył się patrzenia na cyferki, zarządzania budżetem, śmiałości w wycenach i procesu poszukiwania usprawnień. Śmiejemy się zawsze, że ja jestem Managerem TPieńczaka, a on Managerem Small Travellers. Każdy z nas potrafi z dystansem spojrzeć na pracę drugiej osoby i dać odpowiedni feedback. Obydwoje mocno siebie wspieramy w tym co robimy i to chyba jest klucz do wszystkiego. W słabszych momentach mocno motywujemy siebie nawzajem i kiedy trzeba przywołujemy do porządku. Kiedyś marzyliśmy o tym, żeby pracować razem. Teraz czujemy, że po prostu to robimy.
9 komentarzy do “Manager IT i Ilustrator w jednym stali domu – krótka historia o tym czym zajmujemy się zawodowo”
basiapodrozniczka
Pierwsze słowa jakie przyszły mi do głowy po przeczytaniu tego wpisu: Wow! ❤️ Nawet na Waszych storisach widać, że super się dogadujecie i macie mnóstwo fanu z bycia razem. Gratuluję Wam wszystkich dobrych decyzji i realizacji swoich pasji!
Hej, Super wpis 🙂 bardzo miło się czytało.
Od dłuższego czasu obserwuję Was na insta. Zastanawiam się jak łączysz podróże (często dalekie i długie), z obecną pracą. Jak radzą sobie Twoi podwładni, gdy nie ma Cię dłużej na miejscu? Z tego co wywnioskowałem, Twoja praca polega na koordynowaniu wielu osób. Pozdrawiam!
Hej, dzięki 🙂
Moja praca nie polega na koordynowaniu wielu osób – moja praca polega na tym, by je nauczyć pracować jako samoorganizujący się zespół. Więc im więcej oddam autonomii i samodzielności w ręce ludzi, z którymi pracuje, tym bardziej będą w stanie działać beze mnie w wielu obszarach. Taki ot trochę „absurd” roli, że dążysz do tego, by ludzie byli w stanie wiele rzeczy robić bez Ciebie. Oczywiście części rzeczy nie da się oddać, ale przed wyjazdami przygotowuje wszystko tak, żeby mogło dziać się beze mnie.
Wyjeżdżamy często, ale na krótko 🙂 a jak jedziemy na miesiąc – no cóż, nikt nie jest niezastąpiony, a świat nie znosi pustki, także wszystko działa, tylko może trochę inaczej
Bardzo inspirujący post! Asiu a skąd bierzesz pomysły, inspiracje jak np. Motywować i współpracować z ludźmi? Jestem ciekawa czy opierasz się na jakiejś metodyce czy raczej robisz to poprzez doświadczenie i rozmowę, zrozumienie swojego zespołu? Jestem ciekawa, bo sama mam pod sobą zespół ludzi i czasem czuje, że już nie mam pomysłów jak im pomóc aby praca wydawala się ciekawa a zaangażowanie nie spadało. Pozdrawiam Was ciepło! Jesteście super 🤞
Hej, dzięki wielkie za komentarz 🙂
Zazwyczaj jest tak, że to przypływ inspiracji na podstawie rozmów z ludźmi i obserwacji, jednak wszystko w duchu Agile, wartości Scrumowych, managmentu 3.0, Teorii Daniela Pinka 🙂
Ostatnio na Instagramie wspomniałam, że eco freakami to my (jeszcze!) nie jesteśmy, ale w 2018 roku postanowiliśmy każdego miesiąca wprowadzać w naszym życiu nowy „eco” nawyk. Poniekąd część z nich łączy się z podróżowaniem. Serca nas bolały, kiedy w Azji na każdym kroku widzieliśmy tony plastikowych kubeczków, słomek, pudełek i reklamówek. Ilość jednorazowych opakowań jest tam niewyobrażalna i mało kto widzi w tym coś złego. Na nasze prośby o niedodawanie słomki do napoju …
Postanowienia noworoczne są bez sensu, dlatego że przynoszą więcej frustracji niż motywacji. Mamy już tak, że lubimy porządkować rzeczywistość – wtedy jest nam łatwiej wszystko ogarnąć. Lubimy wyznaczać momenty przełomowe – kolejne urodziny czy końce albo początki roku. Od lat nie robię postanowień noworocznych, bo ich po prostu nie potrzebuję. Nie wierzę, że wraz z nadejściem nowego roku dostanę super moce do zrobienia rzeczy, których wcześniej nie robiłam. Wierzę za to w siłę wizualizacji i w to, …
Ponad rok temu zaczęła się moja przygoda z medytacją i mogę powiedzieć, że o medytacji wiem… prawie nic. Nie jestem żadnym ekspertem, ani nie posiadłam magicznej wiedzy. Jestem też dopiero na początku odkrywania jej wpływu, ale w tym czasie zdążyłam przejść pewną drogę. I tą drogą chcę się podzielić z Wami. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że medytacja nie jest dla mnie. Potem miałam wielką trudność z włączeniem jej do swojej …
Znacie już mnie trochę i wiecie, że dzielę się tutaj z Wami moimi doświadczeniami. W wielu kwestiach nie jestem ekspertem, dopiero tych rzeczy dotykam i sama się ich uczę. Jednak za każdym razem jak pokazuję na Instagramie kolejną praktykę jogi dostaję pytania: „co to za ćwiczenia?”„z kim ćwiczysz?”” od czego polecasz zacząć?” I jak to zwykle – chętnie podzielę się z Wami moją drogą i tym z czego ja korzystam. Jeżeli szukacie wiedzy popartej …
Manager IT i Ilustrator w jednym stali domu – krótka historia o tym czym zajmujemy się zawodowo
Nie wiem jak Ty, ale ja, jak byłam małą dziewczynką, to wyobrażałam sobie swoje życie mniej więcej do osiągnięcia 25 lat. Najpierw, wiadomo, trzeba było się dobrze uczyć, żeby trafić do wymarzonej klasy w liceum. Potem zrobić wszystko, byle z matury otrzymać, jak najlepsze wyniki i dostać się na ponownie wymarzone, tym razem studia. No i wiadomo, po dobrych studiach od razu ma się pracę, gdzieś w międzyczasie poznaje się męża/żonę, a potem jest tylko: i żyli długo i szczęśliwie.
Nie da się ukryć, że już od początku tego planu założenia są błędne. Teraz już wiem, że skoro fizyka wcale mnie tak nie kręciła, to nie musiałam mieć z niej samych piątek. Studia (pomijam specjalizacyjne, jak: lekarz, prawnik itp.) wcale nie są przepustką do dobrej pracy. Z mojego doświadczenia więcej o życiu nauczyłam się w pracach, które podejmowałam podczas studiów. No i w sumie dość szybko pojęłam, że o moim sukcesie nie decyduje to jaką mam pracę, czy mam męża i ile pieniędzy na koncie, tylko to jak ja się z tym czuję i jak zgodne jest to z moimi wartościami*.
*pod warunkiem, że mam zapewnione podstawowe potrzeby życiowe
Kończąc ten filozoficzny wstęp – w dalszej części opowiemy Wam o tym, jak to jest być razem i pełnić teoretycznie tak skrajne role w pracy. O tym, jak przebiegała ścieżka kariery każdego z nas i czego codziennie uczymy się od siebie.
Historia Asi: „Cześć, pracuję w IT”
Kiedy wypowiadam zdanie z nagłówka, to często widzę zdziwienie na twarzach moich rozmówców. Po ponad 10 latach chyba do tego przywykłam, a z drugiej strony wciąż zaskakuje mnie, dlaczego to takie dziwne. Fakt, na moich studiach było 20% kobiet i podejrzewam, że w mojej pracy rozkłada się to podobnie. Czy zatem rynek IT jest trudnym rynkiem dla kobiet? Moje doświadczenie i doświadczenie moich koleżanek mówią, że na początku bardzo często tak. Czy to powinno zniechęcać do wchodzenia na ten rynek? Totalnie nie!
Studia
Wiesz, ja nigdy nie sądziłam, że będę robić to co robię. Z jednej strony dlatego, że jak byłam dzieckiem, to części takich zawodów jeszcze nie było. Z drugiej strony zawsze na mojej short liście były zawody, takie jak: prawnik czy architekt. Przed maturami wciąż nie wiedziałam, co będę chciała robić i zdawałam zarówno matematykę (jeszcze wtedy nie była obowiązkowa) i historię. Pewnego czerwcowego dnia, przeglądając oferty uczelni wyższych, natknęłam się na kierunek Informatyka i Ekonometria na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Long story short: przeczytałam o czym są te studia i stwierdziłam, że w sumie na tym totalnie się nie znam, więc czas się nauczyć tej całej informatyki! I to były jedyne studia, na które złożyłam papiery.
Dlaczego wybrałam akurat te studia? Dlatego, że wymagały łączenia umiejętności zarówno analitycznych, jak i tych miękkich. Raz przez cały dzień programowaliśmy i tworzyliśmy modele ekonometryczne, by drugiego dnia rozmawiać o zarządzaniu i ekonomii. Skończyłam zarówno studia licencjackie, jak i magisterskie (specjalność: elektroniczny biznes), choć te drugie z perspektywy czasu bym po prostu odpuściła. Na studiach zrozumiałam dwie rzeczy: programowanie nieszczególnie jest tym, co mnie fascynuje, ale analizy i procesy biznesowe już tak.
Pierwsze prace
Przez całe studia pracowałam – przez pierwsze trzy lata była to praca fizyczna. Jeździłam na inwentaryzacje, a później pracowałam w sklepach odzieżowych. Po skończeniu licencjatu nie miałam pojęcia, co konkretnie chcę robić, ale wiedziałam, że czas odejść od pracy fizycznej i poszukać czegoś bliżej IT. Z drugiej strony mocno interesowały mnie zagadnienia PR (Public Relations) i tak znalazłam staż w agencji PR’owej nowych technologii i designu. Jak tylko przeczytałam opis tego miejsca, poczułam, że to będzie to! Rzutem na taśmę załapałam się na rozmowę i dostałam ten staż. W tej agencji spędziłam niemal 1,5 roku, ucząc się budowania relacji z klientami, poszukiwania informacji, pisania tekstów i analizy danych. Tuż przed końcem moich studiów, firma straciła część klientów i ja w taki sposób straciłam pracę. Tamtego dnia myślałam, że cały mój świat się zawalił, ale od dawna już wiem, że to była jedna z najlepszych rzeczy jakie mnie spotkały.
Pierwszy staż w IT
Po stracie pracy dość szybko zrozumiałam, że to dobry moment, by jednak skończyć studia i się obronić. Tak się zmobilizowałam, że napisałam magisterkę w trzy tygodnie. W międzyczasie szukałam pracy i trafiłam na ogłoszenie, że Allegro szuka osób na staż. Oczy mi się zaświeciły, a zaświeciły się tym bardziej, gdy przeczytałam o stażu w dziale, który odpowiada za zwinność organizacji i proces wytwarzania oprogramowania. Od razu zrobiłam zadanie, wysłałam, zaprosili mnie na rozmowę i… dostałam ten staż!! Nawet jak to piszę, to pamiętam tą radość, bo wiecie… ja wtedy totalnie nie wierzyłam, że w tym świecie IT jest dla mnie miejsce.
I tak, tuż po studiach, trafiłam do Allegro – poznańskiej mekki specjalistów IT. Moim zadaniem było obserwowanie tego, jak pracują zespoły, poznawanie co znaczy pracować zwinnie i rozwój w kierunku roli Scrum Mastera. Moi znajomi z Allegro w fajny sposób opisują tę rolę w tym artykule. W dużym skrócie: w IT przy tworzeniu oprogramowania pracuje się często według ściśle określonych ram, a zbiór tych ram nazywany jest Scrumem. Występują w nim trzy rolę i jedną z nich jest właśnie Scrum Master – odpowiada on za to, by właśnie te ramy procesu były zrozumiane i stosowane przez organizację. Wspiera zespół w szukaniu usprawnień w ich pracy, wzmacnia komunikację w zespole i pomaga skupić się na tym co jest najważniejsze z punktu rozwoju produktu. Wiem, że może brzmieć jak magia, ale gdy zaczęłam to rozumieć, to dotarło do mnie, że ta rola jest pisana pode mnie!
Gratulację, masz to!
Okazało się, że inne osoby też to dostrzegły i po 2 miesiącach stażu zaproponowano mi okres próbny w tej roli, a finalnie w Allegro spędziłam prawie 3 lata. Pamiętam, że wciąż nie wierzyłam w to co się dzieje. Ta praca mocno wpłynęła też na to, jak zaczęłam postrzegać życie. Wywróciła kilka rzeczy do góry nogami i pomogła mi w podjęciu kilku trudnych decyzji.
Może to zabrzmi zabawnie, ale właśnie bycie w roli Scrum Mastera nauczyło mnie zadawać sobie trudne pytania. Czy to co robię sprawia, że jestem szczęśliwa? Jak następnym razem mogłabym coś zrobić lepiej? Czy jestem z siebie duma? Nauczyła mnie analizowania swoich działań i samodoskonalenia, dystansu i pokory. Nauczyła też, że nie wszystko musi być perfekcyjne, a gotowe jest lepsze od doskonałego. A przede wszystkim nauczyła mnie słuchać ludzi i z nimi rozmawiać.
Od Scrum Mastera do Managera
W trakcie mojej pracy w Allegro poznałam Tomka. Od jakiegoś czasu każdy z nas chciał coś zmienić w swoim życiu i tak oto podjęliśmy decyzję o przeprowadzce do Warszawy. Chociażby dlatego, żeby mieć więcej lepszych połączeń lotniczych tuż pod ręką. Wyszłam na rynek z 3-letnim doświadczeniem jako Scrum Master i w tydzień znalazłam pracę. Chyba dopiero wtedy zaczęło do mnie docierać, co ja tak naprawdę potrafię. Nowe miejsce pracy wybrałam dlatego, że rozmawiając z ludźmi stamtąd czułam się, jakbym rozmawiała z ziomkami z Allegro. I tak trafiłam do Grupy Pracuj (serwis pracuj.pl). Ciekawe też było to, że to ile zarabiałam w Poznaniu brutto, tutaj otrzymywałam netto.
Początek Scrum Mastera w nowej firmie nie był zbyt prosty. Pamiętam, że podczas okresu próbnego chciałam się spakować i wrócić do Poznania. Nie wiem nawet kiedy, ale minęło mi 2,5 roku w Pracuju i w dniu naszego miesięcznego wyjazdu do Azji dostałam telefon od szefa. Od początku roku miałam zostać liderem zespołu Scrum Masterów, jednak do tego doszła jeszcze rola lidera jednego z zespołów deweloperskich. Mentalnie to ja totalnie nie byłam gotowa na tę zmianę, pod kątem umiejętności też wydawało mi się, że muszę jeszcze sporo się nauczyć.
Co robię teraz
Właśnie mija 1,5 roku odkąd opiekuję się 18 osobami. Jestem Managerem do spraw rozwoju produktu. Nie mam pojęcia, jak ale z 3 osób, którymi miałam zajmować się na początku, zrobiło się nagle 18. Jednak wiem, że w tym momencie to jest to, czym chcę zajmować się zawodowo. Jak zadaję sobie pytanie, co jest moim zadaniem, to odpowiedź brzmi: dbanie o to, by miejsce pracy sprawiło, że ludzie są zaangażowani w swoją robotę. Pracuję 1 na 1 z Programistami i Scrum Masterami, szukam optymalizacji i usprawnień w dziale. Organizuję różne akcje wpływające na samopoczucie i dbające o work-life balance.
Uważam, że moja praca wymaga ode mnie dużej kreatywności. Każdego dnia uczę się, jak lepiej komunikować się z ludźmi, rozumieć ich potrzeby i odpowiadać na trudne sytuacje. Uczę się cierpliwości, sztuki negocjacji i stawiania konkretnych oczekiwań. Moja praca w dużej mierze sprowadza się do pracy z ludźmi, ale lubię te dni, kiedy mogę usiąść tylko ja i mój komputer i analizować dane.
Historia Tomka: Jak ciężka praca popłaca
Już w ogólniaku stwierdziłem odkrywczo, że to wszystko nie ma sensu. To wszystko, czyli latanie za ocenami i skupianie się, żeby we wszystkim być dobrym. Wiedziałem jedno – rysowanie sprawia mi największą frajdę i właśnie na tym chcę się skupić. Jako urodzony pracoholik studia chciałem potraktować jako coś dodatkowego i od początku równolegle pracować. W planie miałem studiowanie architektury wnętrz, ale po namowach bliskich zdecydowałem się na studia dzienne. Uwaga: na politologię! Stwierdziłem, że studia jakieś skończyć warto, więc wybiorę byle jakie, a równolegle będę rozwijał rysunek. Wyjechałem do Szczecina i tak przez 1,5 roku łączyłem studia, prace studenckie i rysowanie.
Znowu do mnie dotarło, że to wszystko jest bez sensu i za mało inwestuję w rozwój tego, na czym mi najbardziej zależy, czyli rysowanie. W związku z tym postanowiłem pójść na artystyczne studia zaoczne do Poznania – konkretnie na Wzornictwo. Wróciłem do domu rodzinnego i zacząłem tam pracę w lokalnej gazecie jako dziennikarz sportowo-kulturalny. Mimo wszystko uznałem, że skończę tę politologię i zrobiłem to w Zielonej Górze. Żeby mi się przypadkiem nie nudziło, to pracowałem jeszcze w lokalnej agencji kreatywnej. Czyli wciąż robiłem tysiąc rzeczy na raz, ale ta kreatywna praca zaczęła pochłaniać coraz więcej mojej głowy. Jeszcze do tego zacząłem rozwijać mini projekt odzieżowy pod hasłem: „Lubię merdać palcem”.
Moment zwrotny numer 1
Jak tylko skończyłem Marketing Polityczny w Zielonej Górze, to postawiłem wszystko na jedną kartę i przeprowadziłem się do Poznania. Dostałem wtedy pierwszą, wymarzoną pracę grafika przy dużych projektach. Mimo, że nie umiałem jeszcze obsługiwać odpowiednich projektów graficznych, to zostałem przyjęty ze względu na umiejętności rysunkowe i warsztat. Pensja w tym miejscu pozostawiała wiele do życzenia, ale wiedziałem, że to jest ten moment, kiedy muszę pokornie uczyć się nowych rzeczy. Ta pierwsza praca była bardzo trudna i stresująca. W pewnym momencie moja wiara w siebie i w to co robię spadła niemal do zera. I tak po roku straciłem tę pracę – myślałem wtedy, że wszystko jest do dupy, łącznie ze mną.
Moment zwrotny nr 2
Tak jak w przypadku Joanny, moment zwolnienia z pracy okazał się być dobrą zmianą. Wychyliłem się na rynek i okazało się, że wiele firm chce mnie u siebie, a w dodatku za zdecydowanie lepsze pieniądze. W Poznaniu mieszkałem łącznie 4 lat i przez ten cały czas byłem już tylko skoczkiem. Zbudowałem na nowo pewność siebie i jak tylko coś w obecnym miejscu pracy przestawało mi się podobać, to zmieniałem pracę. Przez te lata przeszedłem drogę od Designera do Art Directora, pełniąc tę rolę w różnych agencjach. Przypominam, że od urodzenia jestem pracoholikiem, więc równolegle cały czas rozwijałem swój warsztat. Założyłem dzialalność gospodarczą i budowałem swoje portfolio klientów. W sumie pracowałem na dwa etaty – jeden był agencyjny, a drugi w mojej własnej firmie. Właśnie w projektach dla moich klientów udawało mi się przemycać projekty ilustracyjne. Pracowałem co najmniej 16 godzin dziennie – szedłem spać o 2-3, a wstawałem o 8.
Moment zwrotny nr 3
Po około 3 latach w Poznaniu poznałem Asię. Nagle pojawił się ktoś kto odciągał moją uwagę od ciągłej pracy. Chwilę to trwało, ale przy Asi nauczyłem się, że dbanie o siebie jest ważne. Zacząłem sypiać 7-8 godzin, lepiej organizować swój czas i stałem się fanem excela. To właśnie dzięki niej udało mi się spełnić moje marzenie o założeniu swojej marki odzieżowej. Codziennie budziłem się przed 6 i ilustrowałem, gdy Asia jeszcze słodko spała. Potem jechałem do agencji, a popołudniu wracałem do projektów dla klientów, ale również do tych autorskich.
Moment zwrotny nr 4 i finał!
Wraz z decyzją o przeprowadzce do Warszawy, podjęliśmy jeszcze jedną, dla mnie bardzo ważna decyzję. Zdecydowaliśmy, że nie będę pracował już dłużej w agencjach, a skupię się na rozwoju własnej firmy. Świetne było to, że mogliśmy sobie pozwolić na taki półroczny eksperyment, dzięki etatowi Asi. Z perspektywy czasu, razem uważamy, że to była fantastyczna decyzja. Mogłem całą swoją energię włożyć w to, na czym mi najbardziej zależało. Wraz z biegiem czasu moje projekty stawały się coraz mniej projektami graficznymi, a było w nich coraz więcej ilustracji. Po trzech miesiącach od przejścia na freelance i mocniejszym skupieniu na ilustracji mój przyjaciel zaprosił mnie do zrobienia pierwszej, autorskiej wystawy. Wtedy właśnie światło dziennie ujrzała moja pierwsza seria ilustracji pod hasłem: „Shit Happens”.
Od tego momentu nie przestaję ilustrować. Aktualnie 85% moich zleceń to projekty ilustracyjne. W ciągu dnia rozkładam czas na prace dla klientów i rozwijanie autorskich projektów. Moje prace pojawiły się już na wielu wystawach i zagościły w wielu domach. To jest właśnie to, co chciałem czuć i robić, gdy byłem nastolatkiem i nie wiedziałem jeszcze, jak się do tego zabrać. Budzę się rano i ilustruję, w pracy ilustruję, po pracy… ilustruję. Podróże dają mi niesamowitą inspirację i jedne z ulubionych momentów w nich, to te kiedy mogę ilustrować! Na pytanie Asi – Co chcesz robić dzisiaj wieczorem? – odpowiadam – Jeżeli mamy robić coś osobno, to wiadomo, będę ilustrował! Ciągle szukam udoskonaleń w moim warsztacie, ćwiczę go codziennie i tak blisko od 4 lat działam jako TPieńczak. Mogę pracować z każdego miejsca na świecie i to jest piękne.
Manager IT i Ilustrator
Wydawać by się mogło, że praca w IT i praca artystyczna leżą gdzieś na przeciwległych biegunach. Nic bardziej mylnego! Właśnie najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że oba nasze zawody wymagają od nas ogromnej kreatywności. I właśnie ta kreatywność jest naszym punktem wspólnym zawodowo, ale też życiowo. Mam wrażenie, że każdego dnia jesteśmy razem w ciągłym procesie twórczym i uwielbiamy robić to razem. Teraz, kiedy siedzimy i pracujemy razem z domu, mam wrażenie, że wzajemnie dajmy sobie jeszcze więcej kreatywnej energii.
Ja od Tomka uczę się dystansu do życia, wytrwałości i cierpliwości. Jego ilustracje wywołują u mnie takie ciepłe emocje, no i dzięki nim mam piękne grafiki w moich prezentacjach! Za to Tomek ode mnie nauczył się patrzenia na cyferki, zarządzania budżetem, śmiałości w wycenach i procesu poszukiwania usprawnień. Śmiejemy się zawsze, że ja jestem Managerem TPieńczaka, a on Managerem Small Travellers. Każdy z nas potrafi z dystansem spojrzeć na pracę drugiej osoby i dać odpowiedni feedback. Obydwoje mocno siebie wspieramy w tym co robimy i to chyba jest klucz do wszystkiego. W słabszych momentach mocno motywujemy siebie nawzajem i kiedy trzeba przywołujemy do porządku. Kiedyś marzyliśmy o tym, żeby pracować razem. Teraz czujemy, że po prostu to robimy.
Powiązane posty
9 komentarzy do “Manager IT i Ilustrator w jednym stali domu – krótka historia o tym czym zajmujemy się zawodowo”
basiapodrozniczka
Pierwsze słowa jakie przyszły mi do głowy po przeczytaniu tego wpisu: Wow! ❤️ Nawet na Waszych storisach widać, że super się dogadujecie i macie mnóstwo fanu z bycia razem. Gratuluję Wam wszystkich dobrych decyzji i realizacji swoich pasji!
Small Travellers
Dziękujemy! Wiadomo, że to pigułka, ale jak pisałam ten post to tyle mi się trudnych momentów przypomniało, że mogłabym napisać drugie tyle :)))
Ula
Super post<3 Uwielbiam czytać takie treści, są bardzo inspirujące. Pozdrawiam i czekam na więcej ! 🙂
Small Travellers
Dzięki! A my doceniamy każdy taki komentarz 🙂
Lewy
Hej, Super wpis 🙂 bardzo miło się czytało.
Od dłuższego czasu obserwuję Was na insta. Zastanawiam się jak łączysz podróże (często dalekie i długie), z obecną pracą. Jak radzą sobie Twoi podwładni, gdy nie ma Cię dłużej na miejscu? Z tego co wywnioskowałem, Twoja praca polega na koordynowaniu wielu osób. Pozdrawiam!
Small Travellers
Hej, dzięki 🙂
Moja praca nie polega na koordynowaniu wielu osób – moja praca polega na tym, by je nauczyć pracować jako samoorganizujący się zespół. Więc im więcej oddam autonomii i samodzielności w ręce ludzi, z którymi pracuje, tym bardziej będą w stanie działać beze mnie w wielu obszarach. Taki ot trochę „absurd” roli, że dążysz do tego, by ludzie byli w stanie wiele rzeczy robić bez Ciebie. Oczywiście części rzeczy nie da się oddać, ale przed wyjazdami przygotowuje wszystko tak, żeby mogło dziać się beze mnie.
Wyjeżdżamy często, ale na krótko 🙂 a jak jedziemy na miesiąc – no cóż, nikt nie jest niezastąpiony, a świat nie znosi pustki, także wszystko działa, tylko może trochę inaczej
Pozdrawiamy!
Wiktoria
Bardzo inspirujący post! Asiu a skąd bierzesz pomysły, inspiracje jak np. Motywować i współpracować z ludźmi? Jestem ciekawa czy opierasz się na jakiejś metodyce czy raczej robisz to poprzez doświadczenie i rozmowę, zrozumienie swojego zespołu? Jestem ciekawa, bo sama mam pod sobą zespół ludzi i czasem czuje, że już nie mam pomysłów jak im pomóc aby praca wydawala się ciekawa a zaangażowanie nie spadało. Pozdrawiam Was ciepło! Jesteście super 🤞
Small Travellers
Hej, dzięki wielkie za komentarz 🙂
Zazwyczaj jest tak, że to przypływ inspiracji na podstawie rozmów z ludźmi i obserwacji, jednak wszystko w duchu Agile, wartości Scrumowych, managmentu 3.0, Teorii Daniela Pinka 🙂
Wiktoria
Dzięki wielkie! 😉
Podobne posty
12 eco nawyków
Ostatnio na Instagramie wspomniałam, że eco freakami to my (jeszcze!) nie jesteśmy, ale w 2018 roku postanowiliśmy każdego miesiąca wprowadzać w naszym życiu nowy „eco” nawyk. Poniekąd część z nich łączy się z podróżowaniem. Serca nas bolały, kiedy w Azji na każdym kroku widzieliśmy tony plastikowych kubeczków, słomek, pudełek i reklamówek. Ilość jednorazowych opakowań jest tam niewyobrażalna i mało kto widzi w tym coś złego. Na nasze prośby o niedodawanie słomki do napoju …
Dlaczego postanowienia noworoczne są bez sensu
Postanowienia noworoczne są bez sensu, dlatego że przynoszą więcej frustracji niż motywacji. Mamy już tak, że lubimy porządkować rzeczywistość – wtedy jest nam łatwiej wszystko ogarnąć. Lubimy wyznaczać momenty przełomowe – kolejne urodziny czy końce albo początki roku. Od lat nie robię postanowień noworocznych, bo ich po prostu nie potrzebuję. Nie wierzę, że wraz z nadejściem nowego roku dostanę super moce do zrobienia rzeczy, których wcześniej nie robiłam. Wierzę za to w siłę wizualizacji i w to, …
Jak zacząć medytować?
Ponad rok temu zaczęła się moja przygoda z medytacją i mogę powiedzieć, że o medytacji wiem… prawie nic. Nie jestem żadnym ekspertem, ani nie posiadłam magicznej wiedzy. Jestem też dopiero na początku odkrywania jej wpływu, ale w tym czasie zdążyłam przejść pewną drogę. I tą drogą chcę się podzielić z Wami. Jeszcze niedawno wydawało mi się, że medytacja nie jest dla mnie. Potem miałam wielką trudność z włączeniem jej do swojej …
Joga – od czego zacząć?
Znacie już mnie trochę i wiecie, że dzielę się tutaj z Wami moimi doświadczeniami. W wielu kwestiach nie jestem ekspertem, dopiero tych rzeczy dotykam i sama się ich uczę. Jednak za każdym razem jak pokazuję na Instagramie kolejną praktykę jogi dostaję pytania: „co to za ćwiczenia?”„z kim ćwiczysz?”” od czego polecasz zacząć?” I jak to zwykle – chętnie podzielę się z Wami moją drogą i tym z czego ja korzystam. Jeżeli szukacie wiedzy popartej …